Harce kozackie
Ciąg dalszy wspomnień Bolesława Dudzińskiego z Łodzi:
Znacznie większe i niezwykle przykre wrażenie sprawiały harce kozaków, aranżowane dość często w biały dzień na głównych ulicach Łodzi. Odbywało się to w ten sposób, że niespodziewanie z jakiegoś ukrycia wypadło na ulicę kilkunastu kozaków na koniach, którzy z gwizdem i krzykiem, wymachując nahajkami, pędzili galopem po jezdni, wpadali bezceremonialnie na trotuary, tratowali i tłukli kogo się dało. Toteż przechodnie, usłyszawszy z daleka popisy tych carskich kawalerzystów, uciekali przed nimi na łeb na szyję. Wpadali do sklepów, do bram, w podwórza – wszędzie, gdzie tylko można było uniknąć spotkania z nahajką i końskim kopytem. Harce kozackie nie miały na celu przygodnych rewizji i aresztowań. Chodziło tu raczej o «oczyszczenie» ulic z gromadzących się niekiedy tłumów, a przede wszystkim – o tzw. oddziaływanie psychologiczne drogą demonstrowania siły, czujności i wierności uzbrojonych stróżów caratu.
Źródło: B. Dudziński, Wojenne wędrówki. Ze wspomnień łodzianina 1905-1918, Łódź 1971, s. 7.